"Polski gier" to hasło wymyślone przez jednego z najbardziej zaangażowanych uczniów. Początkowo myślałam, żeby poprzytakiwać i zapomnieć o tym pomyśle, ale potem uświadomiłam sobie, jak to ciekawie brzmi.
B. chciał, aby to uczniowie sami przynieśli na którąś lekcję gry z domu. Miał nadzieję, że zamiast tych kilku/nastu minut mojej gry, będą mogli grać całą lekcję w kilka różnych gier przyniesionych przez wszystkich ;)
Plan polskiego opracowany przez B. |
Pomysł B. podjęłam na nowo, kiedy zrealizowałam z uczniami planowane tematy i nie chciałam zaczynać nowego, który byłby rozbity przez ferie. Pierwszy grę przyniósł właśnie B.- była to dla niego ogromna radość, że realizujemy jego pomysł i, że może nam pokazać swoją ulubioną grę. Na następny tydzień inny uczeń z grupy przyniósł grę od siebie, potem następny. Na grze schodziła nam cała godzina lekcji, którą mam w tej grupie.
Co udało nam się zrobić, oprócz tego, że mieliśmy najlepsze lekcje ever?
Uczeń, który przyniósł grę, był odpowiedzialny za lekcję- opowiadał, jak gra się nazywa, skąd ją ma i co najważniejsze- tłumaczył zasady gry. Czasem nie rozumieliśmy, więc pokazywał, ale zasada była, że nie może mówić po szwedzku. Mieszaliśmy więc język polski z językiem pokazywanym. Inni uczniowie, dopytywali, czy dobrze zrozumieli. Utrwalali słowa związane z grami, poznawali nowe. My, którzy graliśmy, musielismy zrozumieć instrukcję, dopytać. A potem była już tylko świetna zabawa. Ten, kto przyniósł grę był gospodarzem i musiał pilnować, by wszyscy przestrzegali zasad; objaśniał niejasności. Uczniowie poczuli się odpowiedzialni za lekcję, za grę, za grupę. Świetny sposób na integrację i wzajemne poznanie się. Wszyscy wychodzą z lekcji zadowoleni i "grożą", że wypiszą się z polskiego, jeśli nie będą mogli nigdy więcej miec takich zajęć ;)
Cóż dla mnie to czysty... odpoczynek ;) Żaden z uczniów nie pominął swojej kolejki! Dzięki pomysłowi B. poznałam gry, które mogę wykorzystać na innych lekcjach, a o jednej z nich- już wkrótce :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz