Zbliżają się wakacje i prawdopodobnie duża część nauczycieli języka ojczystego wybierze się do swojej ojczyzny, skąd przywiezie pamiątki w postaci nowych książek do nauki lub do czytania, a także gry planszowe. A przynajmniej ja tak zrobię, choć półki w mojej bibliotece wskazują, że niedługo zabraknie miejsca...
Chciałabym rozpocząć cykl prezentacji gier, jakie przywiozłam z Polski (i polskich sklepów w Sztokholmie), aby podpowiedzieć, poradzić lub odmówić w sprawie kupna czegoś. Dziś, na pierwszy ogień idzie propozycja wydawnictwa Alexander: "Obserwujesz i znajdujesz. Wyrazy". Nazwa gry głupia conajmniej, ale ma różne wersje: wyrazy, sylaby, wyjątki i piktogramy. Wielką zaletą tej gry jest cena- ok. 10 zł!
Karton zawiera ok 60 kartoników z różnymi wyrazami- trzyliterowe są napisane czerwonym kolorem, czteroliterowe- fioletowym, 5-literowe są niebieskie (łatwe) i zielone (trudniejsze, zawierające "sz" i "cz"). Dołączonych jest kilka pustych kartoników, aby w razie potrzeby uzupełnić słownik lub dodać np. extra nagrodę lub karę.
Gra sprawdza się z uczniem indywidualnym i w grupach, także tych mieszanych wiekowo i poziomem opanowania języka polskiego. Chodzi głównie o odkodowywanie, więc nawet uczniowie słabo mówiący po polsku poradzą sobie z wyrazami 3-literowymi. Na początku gry każdy uczestnik otrzymuje jeden kartonik i zapoznaje się z napisanymi na nim wyrazami. Następnie każdy po kolei lun tylko prowadzący wyciąga ze stosiku kolejne kartoniki, kładzie na środku, a uczestnicy gry mają za zadanie jak najszybsze znalezienie na nim słowa, które mają też na wcześniej otrzymanym kartoniku startowym. Ten, kto znajdzie, musi głośno powiedzieć, jakie ma słowo i jak najszybciej zabrać kartonik ze środka. Więcej kartoników, to więcej później trafień- mogą sprawdzać zgodność słów z nowootrzymanych plansz.
Ponieważ zdarzało się moim uczniom, że rzucali się na kartonik nie mając wspólnego słowa lub myląc je, np. mieli "RÓB", a brali "BÓR". Czasem też rzucali się na kartonik nie mówiąc wspólnego słowa, zasłaniali innym, zabierali kartonik i dopiero szukali słowa. Ustaliłam zasadę, że w tych wypadkach plansza wraca do stosu.
Gra wymaga od uczestników czytania, wypowiadania słów oraz refleksu. Jest emocjonująca i z pewnością Wasi uczniowie będą chcieli rozegrać dwie partie. Gra wymaga skupienia- chwila nieuwagi to stracona szansa na nowe słowa. Przy okazji utrwalamy pisownię, sprawdzamy poprawność odkodowywania od lewej do prawej, poprawność wypowiadania samogłosek, a możemy także wymagać, aby uczeń wyjaśnił, co oznaczają słowa na jego kartonikach, w ten sposób porzeszając słownictwo.
Truność podczas gry może stanowić fakt, że słowa pisane są najczęściej w jedną stronę lub dwie. Ci, którzy mają je do góry nogami, mają trudniejsze zadanie. Warto więc przemyśleć strategie, gdzie mają być młodsi uczniowie, w którą stronę kierować kartoniki. Wolałabym też, aby było więcej zwykłuch słów- po co komu bat i kat, skoro mógłby być but i koc.
Myślę, że warto mieć tę grę w swoim warsztacie. Sprawdziła się w każdej mojej grupie, wciągała nawet najbardziej opornych do czytania. Zainspirowała mnie też, by zaprojektować na podobnych zasadach grę z głoskami, głównie samogłoskami i zestawy syczące, szumiące i świszczące. Można się też pokusić o zestawy ortograficzne lub gramatyczne. Projekt powstanie zapewne w dłużej wolnej chwili i oczywiście podzielę się nim, o ile już ktoś tego nie zrobił i nie zechciałby udostępnić.
Jeśli macie jakieś sprawdzone gry, to czekam na Wasze recenzje :)