piątek, 16 sierpnia 2019

Co zamiast "Gdzie byłeś w wakacje?"

Szwedzka szkoła od dawna odchodzi od pytania o wakacje, aby dzieci nie porównywały zasobności portfeli swoich rodziców. A co robimy my na polskim? Jak zapytać o wakacje, aby nikogo nie urazić?

Można pomyśleć: przecież nie ma w tym nic złego. My też opowiadaliśmy o swoich wakacjach na pierwszych zajęciach i nikt od tego nie umarł. Pomyślmy jednak, że czasy się zmieniły- dzisiaj wszystko jest na facebookach i instagramach, liczy się ilość lajków, a co chwilę scrollowana tablica przypomina o tym, że ktoś miał lepiej. My nie umarliśmy od pytania o wakacje, ale współczesne dziecko czy nastolatek jest zewsząd bombardowane zdjęciami i zameldowaniami z najdziwniejszych miejsc. Nikt nie chce się pochwalić spaniem pod namiotem i jedzeniem konserw...
Jak jednak rozmawiać o wolnym, nie pytając o destynację?
Nigdy nie proszę, aby każdy opowiedział o swoich wakacjach. Proszę uczniów, aby opowiedzieli o najmilszym wspomnieniu, nie mówiąc w jakim kraju rzecz się działa-  bo odpoczywać na sofie czy na rowerze można wszędzie. Proszę, aby opowiedzieli o tym, co było wokół, jakie barwy im się kojarzą z tym miejscem, co czuli nosem, co słyszeli uszami. Pytam, dlaczego akurat to wspomnienie opowiedzieli. Często sami są zaskoczeni, że opowiedzieli o czymś, niekoniecznie bardzo fascynującym, ale im zapadło w pamięć, bo towarzyszyli temu jacyś szczególni ludzie, odbyła się jakaś ważna/śmieszna rozmowa itd.
Jeśli mam czas i możliwość, proszę o narysowanie komiksu- może obejmować całe wakacje lub najfajnieszy ich dzień. Mogą dodawać dialogi/ chmurki  lub podpisywać kolejne wydarzenia. Podczas prezentacji nikt nie zadaje pytań, na koniec każdy może dopytać o to, co go szczególnie zainteresowało. I, co zaskakujące, uczniowie nie pytają o to, gdzie byłeś/aś, ale o to z kim byłeś, co kupiłeś, co przywiozłeś z wakacji, czy chcesz tam jeszcze pojechać?
Ponieważ wiem, że nie wszystkich stać na wysłanie dzieci na kolonie, proponuje uczniom, że oprócz tego, że mogą opowiedzieć o swoich wakacjach, najmilszym dniu, mogą opowiedzieć o wymarzonych wakacjach. Mogą mieszać rzeczywistość z fantazją. Przecież nie oceniam tego, gdzie byli i co robili, a to, jak opowiadają i utrzymują kontakt ze słuchaczami.

W młodszych klasach świetnie sprawdza się lekcja z wakacyjną pamiątką- dzieciaki przynoszą kamienie, muszelki, zdjęcia, gadżety, pióra, czapki itp. Zanim pokażą je innym, opisują ich wygląd, formę, barwę itp., a słuchacze zgadują co zostało przyniesione. Czasem ustalamy sobie, że są tylko 3 podpowiedzi i na ich podstawie trzeba zgadnąć. Jest naprawdę wesoło i dzieciaki wzajemnie się słuchają.

W klasach 2-5 zamierzam w tym roku zarać w wakacyjną grę. Przygotowałam prosta planszę i dwanaście pytań, które przed lekcją będę tasować i układać w dowolnej kolejności. Na planszy jest 12 liczb, z których każda oznacza inne pytanie- jeszcze nie wiem, czy będę numerować kartki, czy po prostu ustalę z dzieciakami, że pierwsza od lewej czy według wskazówek zegara to pierwsze pytanie itd.
Planszę do gry znajdziecie <tutaj>, a karty z pytaniami <tutaj>.
W klasach najstarszych proszę, aby przed lekcją przysłali mi jedno zdjęcie z wakacji. Czasem proszę o to w tajemnicy przed uczniami- rodziców i mam efekt zaskoczenia ;) Może to być zdjęcie ludzi, psa czy morza- obojętnie. Coś, co im się kojarzy. Jakieś zdjęcie każdy ma z tego czasu- ono nie musi być fascynujące. Zdjęcia przeglądam przed lekcją, układam w prezentacji i dopisuję kilka pytań, które mają rozbudzić ciekawość i nauczyć inaczej patrzyć na zdjęcia. Jeśli dostanę zdjęcie ślimaka, uczniowie mają za zadanie np. wybrać dla niego imię, podać wiek, wymyślić z kogo składa się jego rodzina i dokąd akurat zmierza. Wybierają np. jedną malinę ze stosu malin i starają się jak najdokładniej opisać ją, aby inni mogli zgadnąć, którą opisuje. Jeśli jest to zdjęcie przyjaciół czy rodziny, to dorysowujemy chmurki i możliwe teksty rozmów lub marzenia tych osób- odczytujemy z twarzy, z pozy, miejsca jakie zajmują i gdzie są itd. Jeśli jest to zdjęcie morza opowiadamy o tym, co jest na zdjęciu i wymyślamy: czego nie ma. Raz otrzymałam zdjęcie bardzo czerwonej wody. Uczniowie wymyślili całą historię zbrodni i motywu działania zabójcy, ostatnie słowa ofiary. Nigdy nie mówimy, które zdjęcie jest czyje. Nie zajmujemy się tym, co ktoś robił, ale co my widzimy na zdjęciu. Niektórym zdjęciom wymyślamy tytuły. Jaki Wy byście wymyślili dla zdjęcia obok? 

W tym roku będę prosić uczniów klas 6-9 o wybranie jednej piosenki, którą szczególnie mocno pamiętają z wakacji (zaznaczę, że najlepiej, jeśli to będą polskie piosenki). Będziemy opowiadać o czym są te piosenki, będziemy zgadywać dalsze słowa, układać kolejne zwrotki, jeśli się uda. Chcę, aby uczniowie zapamiętywali ludzi i emocje, a nie miejsca i ilość lajków. 
O wakacjach można więc mówić na wiele sposobów i tak, aby uczniowie mieli okazję lepiej się poznać, zapamiętać o sobie więcej, przeżyć na nowo jakieś chwile czy dni, zaangażować się w rozmowę. A i ja, jako nauczyciel czuję, że takie lekcje mają o wiele większy sens niż zwykłe pytanie "Gdzie byłeś w wakacje? Co robiłeś w wakacje?". 

czwartek, 15 sierpnia 2019

Jak zbudować schemat i nie zwariować?

Największą zmorą nowego roku szkolnego jest zbudowanie schematu. Myślę, że jeśli ma się 5 szkół, to nie jest to aż takim wyzwaniem, jednak do tej pory (pracuję od 8 lat jako nauczyciel języka ojczystego) zawsze miałam ich więcej niż 10- nieraz i 15, 18... Układanie schematu zajmuje mi nieraz kilka tygodni i mojego niemęża przestał już dziwić stos dziwnych kartek i karteczek poukładanych w różne konfigiracje... Jestem bardzo ciekawa, jak radzą sobie z tym inni nauczyciele- czy też spędza Wam to sen z powiek? Jedyne, co poztywne, że nie muszę być uzależniona od komunikacji miejskiej, jak to było na początku- wówczas plan zajęć często podyktowany był odległościami od przystanków oraz odjazdami autobusów i pociągów. Na szczęście- ten koszmar mam za sobą i szczerze podziwiam tych, którzy pracując na cały etat w kilkunastu szkołach, wciąż zdają się na łaskę i niełaskę komunikacji publicznej...
Układanie schematu zaczynam oczywiście od tego, że dostaję informację: w której szkole ilu mam uczniów i ile czasu mogę przeznaczyć na lekcję. Następnie zbieram plany zajęć uczniów- część jest dostępna na platformach typu SchoolSoft czy InfoMentor lub na stronach szkoły. Jeśli tam ich nie ma- wybieram się do szkoły i proszę o plany lekcji w sekretariacie. Często bywa tak, że szkoła nie jest gotowa z planami w pierwszym czy nawet drugim tygodniu pracy, więc w dalszej kolejności proszę rodziców lub wychowawców klas o przekazanie mi planu lekcji. 
Kiedy mam plany lekcji, wysyłam do rodziców wiadomość z prośbą o wskazanie dnia, który absolutnie im nie pasuje ze względu na dodatkowe zajęcia dziecka. Zaznaczam wyraźnie, że powody typu "dziecko chce dłużej spać/kończy wcześnie i nie chce mu się czekać", nie są brane pod uwagę, jeśli nie wynikają z jakichś medycznych uzasadnień.
Mam plany lekcji, mam dni, które potencjalnie pasują. Zaczynam rozpiskę: szkoła-uczniowie-godziny zakończenia zajęć- skreślanie niepasujących dni tygodnia, jeśli wpływają na całą grupę. Nieraz to karkołomna praca, bo np. dni treningów zmienią się, albo dojdą nowe, pasuje tylko do 16... Do tego dochodzą układane w tym samym czasie dodatkowe atrakcje ze świetlicy i nieraz dochodzi do dramatów, kiedy muszę dziecko zabrać z uwielbianej przez nie gimnastyki, aby siedziało z nami w ławce, w ciasnym i dusznym pomieszczeniu... Zdarza się też, że nawet jeśli ustalę z rodzicami dzień i godzinę zajęć, to szkoła w tym czasie nie może zagwarantować nam odpowiedniego lokalu... 
Staram się też brać pod uwagę odległość między szkołami i tak planuję schemat, aby jednego dnia mieć lekcje w bliskich sobie szkołach. Życie potem to weryfikuje i tylko ode mnie zależy, czy znowu narażę się uczniom i rodzicom, chcąc zmienić plan.

Kiedy uda mi się odnaleźć sens w tym szaleństwie, wysyłam rodzicom informację z planowanym dniem i godziną zajęć. Zaczynam od najbardziej newralgicznych, czyli tych, którzy albo w poprzednich latach mieli najpóźniej zajęcia, albo narzekali najwięcej, albo mają najwięcej zajęć oraz od tych, którzy danego dnia mieliby mieć zajęcia jako pierwsi- jeśli potwierdzą, że pasuje, piszę do następnych i następnych... Jest to czas, kiedy mój telefon aż czerwienieje od ilości przychodzących wiadomości smsowych i e-mailowych, ale bez tego mogłoby byc jeszcze trudniej. Pomaga mi to też zweryfikować, czy czegoś nie przegapiłam- nie chcę nigdy, aby zajęcia polskiego kolidowały z czymś, co jest ważne dla ucznia.

Następny etap pracy nad schematem, to rezerwowanie sal w sekretariatach- wysyłam wiadomość e-mail z dokładną listą uczniów, dniem i godziną oraz z prośbą o jak najlepszy lokal. Większość szkół odpowiada w ciągu 1-2 dni, do innych i tak trzeba pojechać, bo najzwyczajniej mają mnie gdzieś. Taki urok.
<Tutaj> znajdziecie szablon do planowania zajęć- dla mnie jest najwygodniejszy i z łatwością nakładam na niego kolejne lekcje- już tradycyjnie za pomocą linijki, ołówka i kredek ;) 
<Tutaj> znajdziecie "wizytówkę" w pdf, jaką zostawiam w szkole wychowawcy (klasy młodsze), rodzicom i uczniom. Proszę, by mieli to w widocznym miejscu i za każdym razem informowali mnie o nieobecnościach, bo nie zawsze mogę to sprawdzić w szkolnym systemie...

Tytuł posta: Jak zbudować schemat i nie zwariować? Hmmm, nie da się. Amen.